Dozymetr Terra-P

Promieniowanie. Cichy, niewidoczny zabójca. Niewykrywalny… wróć. Z odpowiednim sprzętem – jak najbardziej wykrywalny. I choć epokę zimnej wojny mamy już za sobą, w przypadku kolejnej plotki o awarii w tej czy innej elektrowni atomowej… Warto mieć dozymetr, czyli urządzenie pozwalające na weryfikację faktycznego zagrożenia.

No dobra. Swój dozymetr (model Terra-P) kupiłem podczas drugiej legalnej wyprawy do Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia. Chciałem być niezależny od dostępu do kilku urządzeń udostępnionych przez organizatora. Dodatkowo, już po pierwszej legalnej wyprawie wiedziałem, że będę chciał wrócić do Strefy nielegalnie. A że bez dozymetru ani rusz, skorzystałem z opcji zakupów grupowych organizowanych przez organizatora wyjazdu. Stąd też nalepka z jego logo, której przez sentyment nigdy nie usunąłem.

Panie i Panowie, przedstawiam zatem dozymetr Terra-P produkcji ukraińskiej firmy Ecotest.

Odrobina teorii (zdjęcie dla uwagi)

Terra-P jest dozymetrem (lub jak kto woli, licznikiem Geigera – Muellera), wykrywającym standardowo jonizujące promieniowanie gamma. W miarę szybko można go uprosić, żeby pokazał sumę gamma + beta. Nie potrafi natomiast wykrywać alfy.

O co chodzi z tymi greckimi literkami? Nie jestem fizykiem jądrowym, więc nie podejmuję się wykładu z teorii. W ujęciu praktycznym sprowadza się to jednak do przenikliwości danego typu cząstek. Żeby zatrzymać gammę, potrzebna jest gruba betonowa ściana. Betę powstrzyma ołowiana blaszka, a alfę – nawet nasze ubranie. Gamma i beta „przelatują” zatem przez nasz organizm, cząstka alfa nie da rady tego zrobić.

Czy to znaczy, że ze skażonej strefy można „wynieść” tylko alfę? Nie do końca. Wyobraźmy sobie cząstki alfa, beta i gamma jako „pociski”, a emitujące je radionuklidy jako „wyrzutnie”. Pocisk gamma i beta przeleci co prawda przez nasz organizm, ale wciąż istniej możliwość, że do ubrania lub skóry przyklei się cząstka kurzu zawierająca radionuklidy. W takim przypadku weźmiemy ze sobą nie tyle pocisk, co wciąż strzelającą wyrzutnię. Ponieważ jednak alfa występuje rzadziej niż gamma czy beta, brak możliwości jej wykrycia przez Terra-P nie jest w żadnym stopniu dla tego dozymetru dyskwalifikujące.

Pomiar bety

Jak wspominałem wyżej, dozymetr Terra-P można wykorzystać do pomiaru sumy mocy dawki promieniowania alfa i beta. W tym celu należy zdjąć metalową zaślepkę blokującą cząstkom beta dostęp do aparatury pomiarowej. Moc dawki beta można oczywiście policzyć porównując wskazania z zaślepką i bez niej. Jeśli chcemy uzyskać automatyczny pomiar samej bety, trzeba już zainwestować w droższy licznik, np. Terra-P+

Pokrowiec

W zestawie z licznikiem dostajemy całkiem poręczny, zamykany na suwak pokrowiec. Tył pokrowca jest wykonany ze sztucznej skóry z metalowym klipsem, przód natomiast jest przezroczysty i umożliwia obsługę dozymetru.

Pokrowiec jest czymś więcej niż tylko praktycznym bajerem: chroni on dozymetr przed bezpośrednim kontaktem ze źródłami promieniowania. Licznik, do którego wnętrza dostały się radionuklidy staje się bez porównania mniej użyteczny. Choć podobny efekt można osiągnąć chociażby przy pomocy foliowej torebki, dodanie pokrowca to miły gest ze strony producenta.

Tu jednak przykra uwaga – nawet niezbyt długie użytkowanie kończy się z reguły odpruciem klipsa. Nie jest to jednostkowy przypadek związany z moim egzemplarzem.

Zasilanie

Dozymetr jest zasilany dwiema bateriami AAA, które spokojnie starczają na ponad pół roku pracy. W praktyce oznacza to, że swój dozymetr wyłączam jedynie po to, żeby wymienić mu akumulatorki.

Koszt

Uważny czytelnik, który w międzyczasie sprawdził cenę przedstawionego na zdjęciu urządzenia, ma prawo jęknąć coś w stylu „Sześć stów? To ma być tanie przetrwanie?!”. Ze swojej strony odpowiem – i tak, i nie. Jeśli ma to być gadżet do leżenia w szufladzie, jest to faktycznie spora suma. Jeśli jednak potrzebujesz licznika, który faktycznie będzie cechował się pewną wiarygodnością, Terra-P jest najtańszym sensownym wyborem.

Zastosowania praktyczne

Wspomniany wyżej uważny czytelnik ma prawo zapytać teraz, co to znaczy „pewna wiarygodność”. Odpowiadam: wskazania Terry P są wiarygodne dla decyzji typu „skażone – nieskażone”, „zostać – uciekać”. Czyli: gdy interesuje nas podjęcie konkretnego działania, a nie aptekarska dokładność. Omówię to na serii przykładów, ale najpierw ponownie dorzucę odrobinę teorii.

Terra-P pokazuje moc dawki, wyrażoną w mikrosiwertach na godzinę. Skąd podkreślenie? A stąd, że ewentualne negatywne skutki zdrowotne są wypadkową przyjęcia dawki w określonej liczbie siwertów. Przykładowo, źródła podają, że choroba popromienna może wystąpić przy dawce wyższej niż 400 milisiwertów, o ile dawka została przyjęta w krótkim czasie. Różnica jest zatem taka, jak między prędkością (km/h) i dystansem (km).

Czy 400 milisiwertów to dużo? Ano dużo. Przejdźmy do obiecanych przykładów, z uwzględnieniem błędów pomiarowych.

Przykład 1:

Narodowe Centrum Badań Jądrowych twierdzi, że w okolicach Warszawy mamy naturalne promieniowanie o natężeniu 0,1 mikrosiwerta na godzinę. Powyższe zdjęcie, zrobione przy wejściu na skażony cmentarz w Prypeci, uwieczniło moc dawki ponad piędziesięciokrotnie większą niż warszawska. Nie zmienia to faktu, że przyjęcie 400 milisiwertów zajmie nam w tym miejscu osiem lat – nie ma więc tragedii.

Przykład 2:

Jeśli natomiast w piwnicy szpitala w Prypeci mamy odczyt jak na powyższym zdjęciu, wystarcza to do utwierdzenia się w przekonaniu, że na dłuższą metę przebywanie w tej piwnicy nie jest zdrowe. Zakładając dokładność pomiaru, 400 milisiwertów przyjmiemy co prawda dopiero po dwóch miesiącach, ale odradzałbym przebywanie w tej piwnicy dłużej niż kilkanaście minut.

Dlaczego? Znajomy fizyk jądrowy opowiadał mi, że Terra-P ma problem z odwzorowaniem tzw. pile-upów przy wysokich mocach dawki. Po ludzku: jeśli przez lampę Geigera przelecą jednocześnie dwa kwanty promieniowania, zostaną zliczone jako jeden. Jeśli dodać stosunkowo długi czas wymagany do ustalenia równowagi pomiarowej, widząc odczyt idący w setki mikrosiwertów mamy dobre powody, by przypuszczać, że faktyczna moc jest sporo większa. Na tym właśnie polega wspomniana wyżej „pewna wiarygodność” – nie wystarczająca do zrobienia naukowych pomiarów, wystarczająca jednak do decyzji, od których zależy nasze zdrowie.

Praca domowa

Zakładam, że po tych dwóch przykładach czytelnik jest w stanie samodzielnie ocenić zagrożenie związane z odczytami prezentowanymi na kolejnym zdjęciu.

Podobnie – warto przemyśleć wynik zmierzony w samolocie na wysokości rejsowej. Im wyżej, tym większe naturalne promieniowanie, a jakoś nie słyszy się o chorobach popromiennych wśród pilotów i stewardess, czyż nie?

Podsumowanie

Zdając sobie sprawę, że istnieją dozymetry lepsze i droższe, nie wydaje mi się zasadne zawracanie sobie nimi głowy. Owszem, urządzenie wykrywające – choćby niedokładnie – również promieniowanie alfa, byłoby przydatne. Ot, choćby pod kątem wykrywania ewentualnego skażenia alfą wody czerpanej w Strefie do picia. Ponieważ jednak to promieniowanie nie występuje zazwyczaj samotnie, możliwość identyfikacji gammy i bety jest wystarczająca. Jeśli więc szukasz taniego, w miarę niezawodnego dozymetru – rozejrzyj się za Terrą-P.

Otagowano , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

4 odpowiedzi na „Dozymetr Terra-P

  1. Pingback:Black Diamond Storm V - Tanie Przetrwanie

  2. Pingback:Ostatni (?) taki nielegal, czyli tydzień w Czarnobylu - cz. 1, wprowadzenie i sprzęt - Tanie Przetrwanie

  3. Pingback:Ostatni (?) taki nielegal, czyli tydzień w Czarnobylu - cz. 6, radiacja i odwodnienie - Tanie Przetrwanie

  4. Pingback:Tritan - kontrowersje - Tanie Przetrwanie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *