Mactronic Luna – moja pierwsza czołówka

Do latarek czołowych zacząłem się przekonywać z musu. Na początku 2016 roku za namową kolegi zapisałem się na XX edycję Nocnych Manewrów SKPB. Jest to marsz na orientację, odbywający się, jak sama nazwa wskazuje, w nocy. Początkowo planowałem zabrać na marsz zwykłą, ręczną latarkę. Kolega uświadomił mi jednak, że ciężko pracuje się z mapą i kompasem przy pomocy jednej ręki, a trzymanie latarki w zębach to jednak taka sobie przyjemność. Zgodziłem się z nim i zacząłem rozglądać się za czołówką.

Cena

Swój egzemplarz upolowałem na Allegro za 40 PLN.

Na chwilę tworzenia wpisu w sieci widzę oferty od 25,99 (sklep Mactronic na Allegro) do 129 PLN. Niezły rozstrzał 🙂

Parametry techniczne

Kupując Lunę byłem całkowitym laikiem jeśli chodzi o latarki. Wybrałem ją z dwóch powodów: polski producent (staram się być patriotą gospodarczym) i czerwona dioda (o której już wtedy czytałem, że może być przydatna). Cena, jak na coś, co tylko świeci, wydawała się akceptowalna. O lumenach wiedziałem wtedy tyle, że bohater książki Michała Gołkowskiego „Ołowiany świt” miał na strzelbie 170 lumenów i mu to wystarczało 😉

Zgodnie z informacją od producenta, Mactronic Luna emituje promień świetlny o maksymalnej mocy 140 lumenów. Wartość zbliżona do wskazanego powyżej benchmarku wydawała się wystarczająca. W ramach białego światła mamy do dyspozycji trzy tryby: 100%, 50% i 10%. Jasności czerwonej diody nie podano (może świecić światłem ciągłym lub migać). W bonusie jest jeszcze dioda zielona, dla której nie widzę zastosowania.

Jak to się przekłada na rzeczywistość? Jak pisałem w felietonie Na czerwonym świetle, sto lumenów uznaję za dobrą moc użytkową. W rzeczywistości trzy tryby wyglądają mniej więcej tak.

100%
50%
10%

Czerwona dioda jest dość słaba (na oko jakieś 10 lumenów), ale wystarcza, żeby doświetlić drogę.

Tryb czerwony, oświetlenie gruntu, latarka na czole

Latarka zasilana jest trzeba ogniwami AAA. Dzięki temu nauczyłem się, że jest to wartość nieoptymalna. Lampka świeci na upartego całą noc, jednak światło dość szybko zaczyna słabnąć, wymuszając zmianę baterii po ciemku (kwestie zasilania opisuję szerzej we wpisie Na czerwonym świetle).

Dostęp do komory bateryjnej jest prosty – wystarczy podważyć przezroczysty „ząbek” na spodzie lampki.

Zastosowanie taśmy zamiast zawiasu pozwala na wygodny dostęp do akumulatorów. Nie zmienia to faktu, że po ciemku mamy do czynienia ze sporą liczbą niepoprawnych kombinacji ułożenia baterii.

Producent deklaruje wodo- i pyłoszczelnośc na poziomie IPX4. Nie mam podstaw, by kwestionować zasadność tej deklaracji – w umiarkowanym deszczu nic się nie działo. Niepokój budzi jednak pewna nieszczelność widoczna po zamknięciu komory bateryjnej, zwłaszcza biorąc pod uwagę symboliczne uszczelki.

Jak to działa w praktyce?

Zapoznawszy się z dotychczasową treścią wpisu, czytelnik jest zapewne nastawiony do opisywanej latarki umiarkowanie pozytywnie. Faktycznie, z punktu widzenia obiektywnych parametrów, Mactronic Luna jest akceptowalna. Problem pojawia się w samym użytkowaniu i nazywa się sterownik. Latarka ma jeden przycisk sterujący (na górnej części urządzenia).

Oprogramowanie sterownika Mactronic Luna mogę z czystym sumieniem określić jako co najmniej nieintuicyjne – zwłaszcza, że producent bardzo zdawkowo opisuje je w instrukcji.

Przez długi czas nie mogłem zrozumieć, na czym polega pamięć trybu w tej latarce. W końcu udało mi się rozszyfrować algorytm. Po włączeniu latarki mamy możliwość wyboru interesującego nas trybu poprzez kolejne wciśnięcia przycisku zasilania. Wybrany tryb musi być aktywny przez jakieś 5 sekund – zostaje wtedy zapamiętany. Przycisk zasilania zmienia wtedy funkcję: można nim wyłączyć latarkę, ale nie zmienić tryb. Po wyłączeniu i włączeniu zaczynamy kolejną pętlę, znów mając chwilę na ustanowienie nowego trybu. Tyle dobrego, że niezależnie od zapamiętanego trybu, trzysekundowe przytrzymanie włącznika odpala czerwoną diodę (również, gdy latarka jest włączona).

Konsekwencje? Przypadkowo włączonej latarki nie da się szybko wyłączyć, co sprzyja wykryciu. Nie można dawać nią krótkich sygnałów świetlnych. Czerwona dioda jest wprawdzie w miarę łatwo dostępna, ale niepotrzebnie władowano do Luny diodę w kolorze zielonym. Z uwagi na irytujący sterownik, nie polecam więc tej lampki do zastosowań survivalowych. Do nocnych imprez na orientację nadaje się średnio – podczas wypatrywania lampionów przydaje się od czasu do czasu zapas mocy. Za 30 PLN jest to jednak rozsądny zakup dla spacerowiczów czy biegaczy, o ile nie potrzebują oświetlać setek metrów przed sobą.

Otagowano , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Jedna odpowiedź na „Mactronic Luna – moja pierwsza czołówka

  1. Pingback:Black Diamond Storm V - Tanie Przetrwanie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *