Na czerwonym świetle, czyli o latarkach słów kilka

Niniejszy wpis ma na celu wspomożenie czytelnika w odnalezieniu odpowiedzi na pytanie „Jaką latarkę wybrać?”. Jest również wstępem do serii recenzji posiadanych przeze mnie latarek. Przy okazji będę również starał się zaszczepić w czytelnikach entuzjazm do czerwonego oświetlenia. Do dzieła zatem!

No to… jaką latarkę wybrać?

Wpisując w Google frazę z nagłówka łatwo trafić się na jedno z forów latarkowych maniaków. Czy to torch.pl (łączący za chwilę siły z knives.pl) czy swiatelka.pl. Są to cudowne źródła fachowej, a także przytłaczającej dla laika wiedzy. Warto na nie wejść, ale dopiero kiedy upatrzysz już sobie konkretny model. Jeśli ma on istotne wady, na pewno zostały tam wykryte. Co rozumiem przez wady nieistotne – będzie opisane na końcu wpisu. Wady istotne to np. wysoka awaryjność. Na początek jednak opiszę kryteria, którymi warto kierować się przy wstępnej selekcji wymarzonego modelu światełka.

Kryterium 1: czerwona dioda

W moim przypadku jest to kryterium najważniejsze. Latarki bez czerwonego światła odpadają w przedbiegach. Dlaczego? Nasze oczy są tak skonstruowane, że długo dostosowują się do ciemności. W kontakcie z jasnym światłem błyskawicznie jednak to dostosowanie tracą. Czerwone światło również pogarsza nocne widzenie… jednak w stopniu bez porównania niższym niż światło białe. Oczywiście, żeby móc korzystać z czerwonej diody do oświetlenia, musi być ona dostatecznie silna. Uwaga więc na egzemplarze ze światełkiem sygnalizacyjnym o mocy jednego lumena! 10 lumenów to sensowne minimum użyteczności. Co mi to daje?

Jeśli podczas nocnego marszu kończy mi się bateria w latarce, gaszę ją. Oczy przyzwyczajają się do ciemności, idę więc komfortowo. Latarkę (w trybie czerwonym) włączam tylko kiedy muszę, np. przekraczając trudną przeszkodę terenową. Potem znów korzystam z przystosowanych do mroku oczu.

Gdy w nocy na czarnobylskim nielegalu usłyszę w dali samochód, gaszę światło i skaczę do rowu. Mogę świecić białym, ale wtedy skaczę na ślepo, ryzykując skręcenie nogi czy nadzianie się okiem na gałąź. Jeśli świecę na czerwono, szukając kryjówki wciąż będę coś widział.

Niezależnie jednak od tego, czy Cię przekonałem, przejdźmy do…

Kryterium 2: źródło zasilania

Wybierając źródło zasilania odpowiedz sobie na jedno pytanie: „Czy będę dokupywać baterie na bieżąco?”. Jeśli planujesz brać zapas zasilania na całą wyprawę, polecam ogniwa 18650. Dają dużo prądu z jednej baterii (na średnich trybach starczy na noc albo dwie) oraz zapewniają większość odporność na zimno. 18650 to akumulatorki: jeśli masz źródło prądu i ładowarkę, jesteś w domu. Gdy jednak weźmiesz za mało baterii, nie kupisz raczej nowych egzemplarzy. Warto odnotować, że niektóre światełka pozwalają zastąpić 18650 dwoma bateriami CR123A, które w teorii mogą być bardziej dostępne.

Przeciwieństwem 18650 są „paluszki” AA i AAA. Trzeba ich nosić dużo, i jeśli nie masz jakiegoś organizera, łatwo można je pogubić / pomieszać / rozładować. Z drugiej strony, przy okazji uzupełniania innych zapasów można je kupić w każdym kiosku.

Ważne: z osobistego doświadczenia odradzam latarki zasilane trzema sztukami paluszków. Cztery paluszki wystarczą na całą noc (znów, z zastrzeżeniem trybu średniego). Jeden czy dwa paluszki łatwo wymienisz po ciemku, bo liczba kombinacji nie jest duża. Trzy paluszki wyczerpią się przed nadejściem poranka, a wtedy próbuj po ciemku dopasować bieguny mając (jeśli dobrze pamiętam kombinatorykę) 6 możliwych ułożeń…

W przypadku tego kryterium nie polecę Ci żadnego z rozwiązań – mam latarki z różnym zasilaniem i wybieram odpowiednią do planowanej dostępności ogniw. Jeśli kupujesz pierwsze światełko, zastanów się po prostu, co jest dla Ciebie ważniejsze – dostępność czy parametry.

Niezależnie od wszystkiego, nie sugeruj się deklarowanymi przez producentów czasami świecenia. Przyjęty (bandycki) standard pozwala na podawanie tego czasu od włączenia latarki na konkretnym trybie, aż do prawie całkowitego wygaśnięcia latarki po wydrenowaniu akumulatorów. Czytelnika władającego angielskim po szczegóły odsyłam do ciekawego opracowania na ten temat.

Kryterium 3: ręka czy czoło?

Był taki czas w moim życiu, gdy nie rozumiałem fenomenu czołówek. Latarka trzymana w ręku pozwala na szybkie omiecenie otoczenia fotonami, uniezależnia też kierunek światła od kierunku patrzenia. Zmieniłem zdanie, gdy dotarło do mnie, że system jest nieszczelny: czołówką można świecić z ręki, nikt tego nie kontroluje 😉 Skrzywienie w stronę latarek czołowych pogłębiło się dodatkowo, gdy kilka razy trzymałem źródło światła w zębach. Jeśli więc nie celujesz w miotacze fotonów zmieniające noc w dzień (np. 2k lumenów), polecam raczej światełka z możliwością montażu na czole.

Kryterium, 4: panie, jak to się włącza?

Sposób włączania latarki i przełączania trybów może istotnie wpływać na jej użytkowanie. W mojej opinii źródło światła powinno umożliwiać obsługę instynktowną i jednoręczną. Z tej przyczyny – jeśli nie zgodzisz podzielasz mojego entuzjazmu do czołówek i pragniesz latarki ręcznej, odradzam modele z żelowym włącznikiem z tyłu. Przy standardowych rozmiarach światełka nie da się wygodnie trzymać latarki z palcem na tym włączniku. Chcąc uruchomić latarką lub zmienić tryb trzeba kombinować – użyć drugiej ręki, obracać urządzenie lub stosować niestabilny „chwyt papierosowy”. Nie ma to oczywiście znaczenia przy małym sprzęcie, który w całości mieści się w dłoni, takim jak Lumintop Tool AAA. Generalnie jednak, jeśli nie jesteś w wojsku czy policji – odradzam.

W przypadku czołówek położenie włącznika nie ma istotnego znaczenia dla obsługi z poziomu paska czołowego. Ponieważ jednak czołówką można świecić z ręki, warto unikać modeli w oczywisty sposób nieanatomicznych.

W przypadku obu rodzajów latarek odradzam wszelkie egzemplarze, które mnogość trybów obsługują jednym przyciskiem, warunkując konkretny efekt czasem i siłą wciśnięcia przycisku. Co za dużo to nie zdrowo. Żyjemy w czasach ogólnego dostępu do informacji, znalezienie w Internecie instrukcji obsługi nie jest wielkim wyczynem, a może oszczędzić rozczarowania.

Ostatnia sprawa – jeśli decydujesz się na latarkę z czerwoną diodą, upewnij się, że interesujący Cię egzemplarz pozwala na włączenie czerwonego światła bez wcześniejszego oślepienia się blaskiem białym. Niestety, nie dla wszystkich producentów jest to oczywiste, choć cel można osiągnąć na dwa sposoby: pamięć trybów (gorsza wersja, bo nie pozwala na zapalenie w razie potrzeby od razu białego światła) lub odrębny sposób włączania trybu czerwonego.

Kryterium 5: będzie pływać?

Nie lubię latarek, które gasną mi w deszczu. Jeszcze bardziej nie lubię takich, które po wysuszeniu wciąż nie chcą działać… Najłatwiejszym sposobem sprawdzenia wodoodporności latarki jest odszukanie parametru IP, po którym następują dwie wartości wskazujące na pyło- i wodoodporność, dokładną legendę znajdziesz na Wikipedii. IP54 wydaje się rozsądnym minimum dla latarki z aspiracjami survivalowymi. Pamiętaj jednak, że brak informacji o IP nie musi być dyskwalifikujący – ta certyfikacja kosztuje, więc nie wszyscy producenci chcą za nią płacić, nawet jeśli zapewniają odpowiedni poziom ochrony. Jeśli nie masz danych o IP, możesz poszukać recenzji danego modelu w Internecie (np. na wspomnianych na wstępie forach).

Kwestie nieistotne

Pewnie zdziwię teraz niejednego czytelnika, ale za nieistotne uważam to, czym ekscytuje się masa ludzi – siła strumienia świetlnego latarki (wyrażona w lumenach). Mam dwie latarki osiągające 1000 lm i korzystam z ich pełnej mocy tak sporadycznie, że dopiero po pół roku zauważyłem, że jedna z nich po zużyciu części akumulatora odcina dostęp do najsilniejszego trybu 😉 250 lumenów to maksymalna wartość użytkowa, która powinna Cię interesować – zapewnia mnóstwo światła do pracy czy marszu i nie drenuje baterii po godzinie.

Fora światełkowe żywo dyskutują nad barwą białej diody, która może być zimna, ciepła lub neutralna. Z punktu widzenia czysto użytkowego nie ma to znaczenia, odwzorowanie kolorów dnia to nieistotny szczegół.

Nie ekscytowałbym się również możliwością zmiany ogniskowej światła (co przekłada się na możliwość wyboru między światłem węższym i dłuższym lub krótszym, ale bardziej rozproszonym). Jest to fajny bajer, realizowany przez kręcenie główką latarki lub dedykowaną, rozproszoną diodą (tzw. tryb flood). W mojej opinii nie jest to jednak parametr kluczowy w wyborze latarki, która posłuży lata.

Jak doszedłem do powyższych wniosków? Oczywiście kupując kolejne latarki, których recenzje przedstawię już wkrótce!

Otagowano , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

4 odpowiedzi na „Na czerwonym świetle, czyli o latarkach słów kilka

  1. Pingback:Mactronic Luna - moja pierwsza czołówka - Tanie Przetrwanie

  2. Pingback:Black Diamond Storm V - Tanie Przetrwanie

  3. Pingback:Elevate Weyburn 3W - latarka reklamowa - Tanie Przetrwanie

  4. Pingback:Zanocuj w lesie, czyli tanie wakacje w czasach pandemicznych - Tanie Przetrwanie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *