Light My Fire Grandpa’s Firegrill

Głównym bohaterem dzisiejszego wpisu będzie coś, co mogę śmiało określić sprzętowym odkryciem roku 2022. I choć z klasycznym survivalem nie ma on wiele wspólnego, powinien spodobać się fanom ognia i bushcraftu. Do dzieła zatem.

Co to za koszyk i po co to komu?

Czytelnicy kojarzący wpis o mini-kuchence na drewno z Aliexpress pamiętają zapewne, że jako niemal niezbędny do niej dodatek polecałem mały, składany ruszcik, stanowiący jednocześnie podstawkę pod kubek. Cóż, czas mija nieubłaganie, a wraz z nim potrafią ujawnić się wady używanego sprzętu. Wspomniany ruszcik wady ma dwie. Pierwsza – brak jakiegokolwiek sensownego mocowania znacząco utrudnia używanie go nad ogniskiem. Owszem, można zainstalować ruszt na podstawce z grubszych polan czy kamieni nad żarem, ale nie sprawdza się to na wolnym ogniu. I choć zdarzało mi się robić do niego improwizowany uchwyt z patyka w celu upieczenia nad ogniskiem moich ukochanych, widocznych na zdjęciu poniżej mini-kebabów z Selgrosa, podczas obróbki termicznej regularnie ujawniała się druga wada. Dokładniej, brak możliwości trwałego zamocowania pieczonego produktu, owocujący nierzadko koniecznością wyłuskiwania mięsa spośród żaru.

Rozwiązanie problemu jest w zasadzie dostępne w każdym markecie w sezonie grillowym: zamykany ruszt z trwale przymocowaną rączką. Kłopot w tym, że urządzenia takie są – jak na moje standardy – za duże, a co za tym idzie niewygodne w transporcie. Olśnienie przyszło gdy porządkując sprzęt trafiłem na widelec do pieczenia kiełbaski, widoczny na zdjęciu powyżej Grandpa’s Firefork firmy Light My Fire, który kupiłem kiedyś w zestawie z krzesiwem (choć potrafi być przydatny, nie zasługuje raczej na osobny wpis), a który przypomniał mi o jego producencie. Przypomniałem sobie również, że Light My Fire robi też zamykany ruszcik o nazwie Grandpa’s Firegrill, możliwy do zamocowania na patyku. Czyli – bohatera niniejszego wpisu.

Gdzie i za ile?

Swój egzemplarz Firegrill kupiłem na Allegro w mniej lub bardziej promocyjnej cenie 55 PLN. Na dzień powstania niniejszego wpisu oferty oscylują między 73 a 87 PLN. Drogo jak na gadżet? Być może. Jeśli jednak chcesz piec na ognisku coś więcej niż przysłowiową kiełbasę, moim zdaniem warto. Dlaczego?

To cóż, że ze Szwecji?

Szwedzi z Light My Fire nie skradli mojego serca swoimi krzesiwami. Dlaczego – tłumaczę w recenzji taniego a dobrego krzesiwa no-name). Co do opisywanego rusztu, jestem jednak pod wrażeniem ich pomysłowości technicznej. Jakkolwiek zrobienie „klatki” na mięsiwo nie jest odkryciem godnym (również szwedzkiego 😉 ) Nobla, dwa aspekty konstrukcyjne Firegrilla zasługują na uwagę. Pierwszym z nich jest system mocowania do patyka.

Zaostrzony koniec kijka umieszczamy w otworze z tyłu rusztu. W kolejnym kroku „zawijamy” druciki mocujące dookoła kijka tak, jak widać na zdjęciu. Druciki te zapobiegają obracaniu się konstrukcji (odpowiadają za to fragmenty w kształcie kółka), oraz – za co odpowiadają haczyki – trzymają sam ruszt na kijku. Ponieważ oba druty sprężynują, niezależnie od grubości kijka konstrukcja jest stabilna. Stabilna do tego stopnia, że pieczone jedzenie można bez kłopotu trzymać prostopadle do gruntu, a równolegle do słupa ognia. Na czas transportu druciki dają się schować w „klatce na mięso”, co sprawia, że całość zajmuje mniej miejsca.

Drugi, choć mały detal to mechanizm zamykający „klatkę”. Mechanizm jest dwustopniowy, co sprawia, że w ruszcie można stabilnie opiekać także mniej pękate rzeczy, takie jak kromka chleba czy warzywo.

Jest to ten rodzaj przemyślanego detalu, który odróżnia produkt niezły od naprawdę dobrego. Widać, że ktokolwiek projektował Firegrill, po prostu chciał zrobić coś funkcjonalnego. I dał radę – nawet jeśli początkowo w to nie wierzyłem.

Pierwsze wrażenie

Przyznam się bez bicia: pierwsze wrażenie po otworzeniu opakowania było… kiepskie. Obejrzany na żywo Firegrill wydawał się za mały jak na moje potrzeby, zarówno jeśli chodzi o długość, jak i wysokość „klatki”. Długość – pół biedy. Szybko okazało się, że trzy kebaby da się zmieścić bez konieczności zdejmowania mięsa z fabrycznych patyczków. Mina zrzedła mi jednak, gdy położyłem ruszt koło kawałka kiełbasy. Na pierwszy rzut oka bez przecięcia jej wzdłuż, nijak nie miała prawa się do Firegrilla zmieścić.

Wóz albo przewóz

Stali czytelnicy są już chyba przyzwyczajeni do tego, że kieruję się zasadą „sprzęt jest dla mnie, a nie ja dla sprzętu”. Firegrill z definicji miał uprościć gotowanie w terenie. Tego tylko brakowało, żebym w celu stosowania jakiegoś tam rusztu dodawał dodatkowe kroki w przygotowaniu posiłku. Cóż, wszystko, co da się pogryźć, jest mniej twarde od stali. Wierny tej maksymie zacząłem bez litości dla Firegrilla zamykać go na pych. Dało radę z kiszką ziemniaczaną…

…dało też radę z solidną porcją dość grubej kiełbasy.

Obawy, że takiego traktowania nie wytrzyma mechanizm zamykający lub zawias łączący górną i dolną część Firegrilla okazały się płonne. Pomimo częstego zamykania na siłę, Firegrill ma się dobrze. Co więcej, jak widać powyżej, zgniecenie kiełbasy powoduje rozszerzenie się nacięć wspomagających pieczenie. Dzięki temu, jeśli bezmyślnie nie wpakować mięsa w ogień, kiełba z Firegrilla wychodzi lepiej niż ze zwykłego patyka. Unikamy sytuacji, w której wierzch jest zwęglony a wnętrze jeszcze zimne.

A wady?

Dłuższą chwilę zajęło mi szukanie jakiejś cechy Firegrilla, do której mógłbym uczciwie się przyczepić. Bez powodzenia. W zasadzie jedynym kłopotem jest znalezienie czegoś, w czym ruszt można przenieść w po użyciu, bez ryzyka zatłuszczenia wnętrza plecaka. Light My Fire chwali się, że ruszt jest kompatybilny ze sprzedawaną przez nich miską, jednak jej cena to jakiś kosmos. Problem nie jest jednak nie do przejścia. Moja aktualna towarzyszka wypraw bushcraftowo-urbexowych (i nie tylko) doskonale radzi sobie z maszyną do szycia. W rezultacie mam więc „customowy” pokrowiec na zestaw kuchenno – ogniskowy. Nie mając tej opcji, Firegrilla transportowałbym zapewne w torebce strunowej z Ikei. Lub w którymkolwiek z licznie zaludniających moje szuflady woreczków i pokrowców na nie wiadomo co.

Podsumowanie

Od czasu zakupu Firegrilla mam w plecaku ilekroć planuję rozpalić jakikolwiek ogień. Kompaktowe rozmiary i niska (ok. 100 gramów) waga sprawiają, że w ogólnym bagażu jest pomijalny. Ruszt współpracuje nie tylko z ogniskiem. Kompaktowe wymiary powodują, że z powodzeniem można go używać w połączeniu z kuchenką na drewno. Teoretycznie można w nim opiekać również warzywa, jednak jako zdeklarowany mięsożerca używam go wyłącznie do pokarmów odzwierzęcych. Poza kiełbasą i kebabami, spokojnie można go użyć do opieczenia np. zamarynowanego wcześniej plastra wołowiny. I nawet jeśli nie jest to przedmiot niezbędny w zestawie survivalowym, jako ułatwiacz życia i uprzyjemniacz wypraw planowanych sprawdza się znakomicie. Polecam!

Otagowano , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *