Elevate Weyburn 3W – latarka reklamowa

Dzisiejszy wpis dotyczyć będzie latarki – powiedzmy sobie szczerze – trudno dostępnej. Uściślając – trudno dostępnej w liczbie detalicznej. Jest to typowy gadżet reklamowy, który dostałem z jakiejś tam okazji od firmy współpracującej z moim ówczesnym pracodawcą. Celem wpisu jest pokazanie, że czasem sprzęt bez rozpoznawalnego logo potrafi pozytywnie zaskoczyć i nie należy go z góry skreślać.

Za darmo to dobra cena…

Nie pamiętam, kiedy dostałem tę latarkę. Dostałem to dostałem, wrzuciłem więc do szuflady, żeby czekała na lepsze czasy. Te nastąpiły, gdy zaczynałem interesować się survivalem: była to jedyna latarka, którą posiadałem w domu, chcąc nie chcąc, trochę ze mną przeszła 🙂

Elevate Weyburn 3W to latarka tajemnicza – nawet na stronie polskiego dystrybutora można o niej wyczytać stosunkowo mało. Wymiary: 12 x 4 cm, 4 tryby świecenia, dziękuję. Uzupełnijmy zatem ten opis.

Zasilanie

Latarka jest zasilana przez 3 baterie AAA. Czytelnik zaznajomiony z wpisem dotyczącym wyboru latarki wie już, że nie polecam tej kombinacji. W przypadku Weyburna jest ona jednak znośna z uwagi na zastosowanie koszyczka na baterie.

Z uwagi na obecność wyczuwalnych sprężyn, które jednoznacznie wskazują miejsce dla ujemnego bieguna ogniwa, koszyczek można przeładować po ciemku. Jeszcze lepiej – koszyczki tego typu można kupić osobno za kilka złotych i z góry załadować bateriami. Gdy pierwszy zestaw odmówi współpracy, wymieniamy koszyk – problem z głowy.

Sterownik

Sterowanie latarką odbywa się za pośrednictwem taktycznego żelowego przycisku. Pełne wciśnięcie włącza / wyłącza światło, połowiczne zmienia tryb.

We wpisie dotyczącym wyboru latarki sygnalizowałem, że nie polecam tego rozwiązania – wynika to właśnie z doświadczeń z Elevate Weybrun 3W. Jeśli chcę mieć włącznik na podorędziu i nie trzymać latarki obiema rękami, zostaje jedynie chwyt nazywany roboczo papierosowym.

Domyślny czytelnik wie już zapewne, że chwyt te nie należy do specjalnie stabilnych, zatem sprzyja upuszczeniu urządzenia. Na ratunek przychodzi tu zaczep na smycz (brak w zestawie) lub karabińczyk (dołączony).

Na stronie dystrybutora widać również, że do latarki dołączany jest klips – o ile jednak pamiętam, bardzo słabo trzymał się korpusu. A potem i tak się złamał.

Wodoszczelność

Czytelnikowi zainteresowanemu wodoodpornością odpowiadam: brak pomiarów wg normy IP nie jest jakąś specjalną przeszkodą. Latarka pojechała ze mną na pierwszą w życiu (legalną) wyprawę do Czarnobyla. Deszczowy październik dał radę uszkodzić używanego przeze mnie wówczas Samsunga S3, nie poradził sobie jednak z zepsuciem Weyburna. Latarkę można co prawda rozkręcić z obu stron – z tyłu, w celu wymiany baterii oraz z przodu, w celu dostępu do puzzli 3D odpowiadających za regulację ogniskowej, jednak w obu przypadkach zostały zastosowane uszczelki.

A jak ten Weyburn świeci?

Odpowiem przewrotnie: tego nie wie nawet sam producent 😉 Jestem w stanie przeżyć brak informacji o maksymalnej mocy światła (na moje oko jest to mniej więcej 100 lm.), jakim jednak cudem Elevate naliczył w tej latarce 4 tryby świecenia, to ja pojęcia nie mam.

Empirycznie wykazano, że tryby są trzy. Słaby, mocny i mrugający. Latarka, co ciekawe, posiada również regulację ogniskowej – obracając głowicą można otrzymać światło krótsze i szersze (choć nieprzesadnie) bądź długie i skupione. Wygląda to mniej więcej tak.

Tryb mocny, szerokie światło
Tryb słaby, szerokie światło
Tryb mocny, wąskie światło
Tryb słaby, wąskie światło

Spostrzegawczy czytelnik wie już zapewne, dlaczego we wpisie dotyczącym wyboru latarki regulację ogniskowej umieściłem w katalogu cech nieistotnych. Wąskie i długie światło jest w terenie praktycznie bezużyteczne.

Kręcenie głowicą ujawnia jednak dodatkową cechę Elevate Weyburn 3W. W korpusie kryje się przezroczysta tulejka, umożliwiająca użycie latarki jako lampy obozowej.

Jest to niezwykle praktyczne rozwiązanie, a świeci jak na załączonych obrazkach.

Tryb mocny, lampa obozwa
Tryb słaby, lampa obozowa

Wrażenia z użytkowania

Z Elevate Weyburn 3W włóczyłem się jakieś dwa lata. Latarki nie dałem rady popsuć, sama również nie odmówiła posłuszeństwa. Doświadczenie wskazuje, że 100 lumenów to wystarczająco dużo światła. Gdyby nie ciekawość pchająca do markowych zakupów, Weyburna spokojnie używałbym regularnie do dziś. Żeby dojść do tych wniosków, trzeba niestety jednak było zapoznać się z innymi produktami.

Czy warto go kupić? Jeśli ktoś się uprze, na dzień powstania wpisu można kupić tę latarkę detalicznie za jakieś 80 PLN (Google pomoże) – cena jest jednak moim zdaniem nieco za wysoka. Zastanów się jednak drogi czytelniku nad czymś innym – może gdzieś na dnie szuflady posiadasz zapomnianą reklamówkę, która okaże się wystarczająco dobra na Twoje potrzeby? Czego niniejszym Ci życzę 🙂

Otagowano , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *