Black Diamond Storm V

Black Diamond Storm V to latarka czołowa, która w zamierzeniu miała raz na zawsze zastąpić opisywaną wcześniej Mactronic Luna. Niniejszą recenzję trzeba traktować z pewnym dystansem, gdyż opisywana latarka dorobiła się już kolejnej generacji. Nie zmienia to faktu, że podstawowe parametry są mniej więcej podobne, uznałem więc, że warto opisać swoje wrażenia z korzystania z niedostępnego już modelu.

Gdzie i za ile?

Swój egzemplarz kupiłem w październiku 2017 roku, miesiąc przed kolejną edycją Nocnych Manewrów SKPB. Najtańsza oferta (niecałe 180 PLN) figurowała wtedy w sklepie skalnik.pl

Czym kierowałem się w tamtym okresie? Cóż… zależało mi przede wszystkim na dłuższym czasie pracy, czerwonej diodzie i zapasie mocy. 100 lm. jest doskonałe do łażenia czy prac obozowych, jednak wypatrzenie złośliwie schowanego lampionu to już zupełnie inna sprawa 😉 O wyborze akurat tego modelu spośród innych zadecydowała przede wszystkim możliwość płynnej regulacji mocy (szczegóły poniżej). Fakt, że była to już piąta generacja Storma również zrobił swoje – zakładałem, że po pięciu próbach producent musiał wreszcie zrobić latarkę idealną. Za ostateczną zaletę uznałem dostępność taktycznej oliwkowej wersji kolorystycznej. Po kolei więc.

Morze światła, czyli jak z tą mocą?

Black Diamond Storm V świeci z maksymalną mocą 350 lumenów. Posiada również nieskończoną liczbę trybów, gdyż umożliwia płynną regulację mocy światła. W teorii wygląda to nieźle, w praktyce i tak wykorzystuję minimum, środek lub tryb turbo. Producent nie podaje wartości minimalnej, ja oceniam ją na jakieś 20 lumenów. Minimalna dawka światła pozwala na oświetlenie szlaku pod nogami.

W trybie maksymalnym skupione światło oświetla zaś niezły kawał drogi.

Podstawowy tryb charakteryzuje się światłem skupionym, Black Diamond dodał jednak dodatkową diodę, świecącą w trybie flood (bliżej, ale szerzej). Tu również można płynnie regulować moc światła, ja używam najczęściej wartości oscylującej około 1/3 dostępności.

Tryb flood uwielbiam ze względu na równomierne oświetlenie otoczenia – światło nie odbija się od niczego, nie razi w oczy, a daje możliwośc precyzyjnej pracy nożem czy siekierą.

Jeśli komuś nie wystarcza 350 lumenów walących w linii prostej, może aktywować tryb turbo, który odpala obie diody na raz z maksymalną siłą.

Turbo oświetla przód oraz boki, jest jednak wściekle bateriożerne. W praktyce używam go w przypadku konieczności szybkiego zlustrowania otoczenia (np. w poszukiwaniu lampionu) lub gdy żywotność baterii zbliża się ku końcowi, w celu wyciśnięcia z akumulatorów resztek sił (z biegiem czasu maksymalna moc latarki spada – turbo przy wyczerpanych bateriach daje dużo mniej światła niż przy pełnych).

Black Diamond Storm V posiada oczywiście czerwoną diodę, również z płynną regulacją mocy. Od kilku lumenów na krzyż, z trudem oświetlających grunt pod nogami…

…po całkiem sensowną dawkę czerwonego światła.

Dla wielbicieli kolorów o bliżej niesprecyzowanych zastosowaniach są jeszcze diody zielona i niebieska. Próbowałem kiedyś znaleźć informację o zastosowaniach tych kolorów, jednak liczba nierzadko sprzecznych ze sobą teorii nieco mnie przytłoczyła. W praktyce więc – nie używam tych trybów i w zasadzie mogłoby ich nie być. Wcześniejsze generacje Storma ich nie miały, szkoda, że producent przebajerował.

Sterowanie

Zwykłe światło, flood, turbo, kolorki… na papierze wygląda to super. Przestaje być fajnie, kiedy spojrzeć na konstrukcję latarki.

Tak, zgadza się. Jeden przycisk. Jeden. Przycisk. Dla. Tylu. Funkcji.

OK, do sterowania trybem turbo jest jeszcze jeden guzik.

Jeśli Storm jest włączony, pacnięcie w prawy bok latarki odpala pełną moc diody / wraca do trybu, w którym latarka świeciła przed skorzystaniem z turbo. Pozostałe funkcje obsługiwane są jednym przyciskiem.

Jedno naciśnięcie włącza latarkę w ostatnio używanym trybie. Jeśli jest to światło białe, można kliknąć drugi raz w celu przełączenia między diodami flood i podstawową. Długie przytrzymanie guzika gdy latarka jest wyłączona odpala kolorową diodę – w kolorze i trybie używanym ostatnio. Szybki klik po włączeniu kolorowej diody odpowiada za zmianę koloru. Jeśli klikać dostatecznie szybko, zamiast zmiany koloru otrzymamy stroboskop. Jeśli przytrzymać przycisk po włączeniu, kolor przejdzie w światło białe. Gdy latarka nieco już poświeci, długie przytrzymanie przycisku umożliwia płynną zmianę mocy – latarka świeci najpierw coraz jaśniej, potem coraz ciemniej. Gdy uzyskamy interesującą porcję światła, przycisk należy puścić.

Czy to jest proste? NIE. Czytelnik zaznajomiony z wpisem dotyczącym kryteriów wyboru wymarzonej latarki wie, że nie lubię przekombinowanych sterowników. Niechęć ta jest spowodowana właśnie przez doświadczenia z Black Diamond Storm V.

Zasilanie

Dłuższy czas pracy oznaczał dla mnie po prostu więcej baterii. Mając pokaźny zapas akumulatorków AAA nie rozważałem innych źródeł zasilania. Po prostu w latarce miało się ich mieścić więcej niż w Lunie.

Black Diamond Storm V mieści 4 baterie AAA.

Spostrzegawczy czytelnik zauważył już pewnie, że bieguny akumulatorków są ustawione dość chaotycznie, co uniemożliwia skuteczną wymianę po ciemku. Jeśli nie nadużywać maksymalnej mocy, 4 x AAA daje zapas energii na całą noc, scenariusz awaryjnego wymieniania jest więc mało prawdopodobny.

Skoro o wymianie mowa – Black Diamond Storm V ma najwygodniejszy system otwierania ze znanych mi czołówek zasilanych AA / AAA. Z lewej strony korpusu znajduje się mała dźwigienka.

Dźwigienka trzyma latarkę mocno zamkniętą, choć przełamanie jej oporu jest w miarę proste. Nie trzeba się siłować, wsadzać noża, monety, czy czegokolwiek innego. Zamknięcie latarki przy pomocy dźwigni również jest instynktowne i nie sprawia problemów – nic nie trzeba na siłę dociskać.

Dwie górne baterie wychodzą bez problemu, dolnych raczej nie wyciągam – trzeba je wytrząsnąć, żeby się poluzowały. Producent dodał niby mechanizm wspomagający ekstrakcję dolnej warstwy zasilania, ale działa on tylko z jednej strony.

Skoro więc ostatnią baterię i tak muszę wytrząsnąć, nie korzystam z tego bajeru i wytrząsam obie dolne.

W zakresie zasilania przeżyłem jedno solidne rozczarowanie. Wychodzę z założenia że baterie AAA są jak saperzy: jeśli jest ich dużo, nie muszą być dobre. Przed zaawansowanym szkoleniem Survivaltech dokupiłem na promocji ogniw marki everActive. Latarka przyjęła pierwszy zestaw, zabrałem więc na szkolenie zapas nowo zakupionych baterii… by odkryć, że Storm zmienił zdanie i przestał z nimi współpracować. Gdyby inni uczestnicy nie zrobili zrzutki, podczas drugiej nocy szkolenia byłbym w ciemnej… nocy ;). O dziwo, wszystkie inne urządzenia zasilane AAA (np. Terra-P) problemu z everActive nie mają. Zapytany o powód takiego zachowania latarki Black Diamond wykręcił się od odpowiedzi… Cóż, Storm jedzie teraz na Eneloopach, a everActive używam do innych celów.

Wrażenia z użytkowania

Black Diamond Storm V był ze mną na paru marszach na orientację, dwóch legalach i dwóch nielegalach w Zonie oraz na podstawowym i zaawansowanym szkoleniu Survivaltech. Dodatkowo zaliczył mnóstwo roboczogodzin na działce czy nocnych przechadzkach po lesie.

Po wypróbowaniu innych latarek czołowych muszę pochwalić Black Diamonda za świetny design paska na głowę, dokładniej zaś za poduszkę oddzielającą uchwyt paska od czoła.

Jest to szalenie wygodne rozwiązanie – raz, że stabilizuje latarkę w centralnej pozycji paska, dwa – że czołówka jest na głowie niewyczuwalna. Ok, nie jest to model ultralight, 4 x AAA swoje ważą, ale raz wyregulowany pasek trzyma pewnie i nie uwiera. Skoro o pasku mowa – nie wiem, dlaczego latarka w taktycznej oliwce ma pasek czarny ze srebrnym logo (a żeby jeszcze bardziej zdenerwować zwolenników kamuflaży, zielona jest strona wewnętrzna…). Srebrny napis Black Diamond na szczęście nie jest jednak ani bardzo duży, ani odblaskowy.

Producent deklaruje wodo- i pyłoszczelność na poziomie IP67 – wystarczające do działań w deszczu czy błocie. Fakt, że nie udało mi się Storma popsuć, świadczy, że wartości są rzetelne.

Właściwie jedynym poważnym problemem jest przekombinowany sterownik. Nie zliczę, ile razy zamiast włączyć czerwone światło, niechcący włączałem stroboskop albo zmieniałem kolor diody. W rezultacie zaczynałem klikać coraz bardziej chaotycznie, powodując tylko kolejne zmiany trybu. Nie jest to fajne, zwłaszcza gdy światło miało być włączone na chwilę… Dodanie drugiego przycisku (jak to zrobiono w aktualnej generacji) lub po prostu wywalenie zielonej i niebieskiej diody uczyniłyby Storma o wiele przystępniejszym.

Czy polecam tę latarkę? Do działań survivalowych czy bushcraftowych, gdzie sporadyczne szarpanie się ze sterownikiem jest akceptowalne – jak najbardziej. Do zadań low-profile, gdzie użytkownik chce uniknąć przypadkowego wykrycia czy oślepienia się światłem innym niż czerwone – już nie. Dlatego właśnie na Stormie nie zakończyły się moje poszukiwania latarki idealnej, i dlatego będzie o latarkach więcej wpisów 🙂

Otagowano , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Jedna odpowiedź na „Black Diamond Storm V

  1. Pingback:Ostatni (?) taki nielegal, czyli tydzień w Czarnobylu - cz. 1, wprowadzenie i sprzęt - Tanie Przetrwanie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *